sobota, 24 grudnia 2011

Święta

Cieszę sie na te święta. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie mogę doczekać się Wigilii, prezentów, potraw, atmosfery. Nie przygotowywałem się do tego jakoś specjalnie czy pięknie (z postanowieniami zawsze było u mnie krucho), a jednak czuję się, jakbym na ten właśnie moment czekał ostatnie pół roku.
Tym razem Święta będą inne niż zwykle. Inne, niż kiedykolwiek wcześniej. Po raz pierwszy od dawna czuję się ich częścią. Czuję, że przenikają moje życie i że mam na to wszystko wpływ. Czuję radość z nich płynącą i wiem, że te święta będą wyjątkowe. Szczęśliwe.

Życzę, żeby Wasze Święta w Waszym odczuciu były równie wyjątkowe.

środa, 9 listopada 2011

Już nie moja klasa

Zebrałem się w sobie i w końcu usunąłem konto na naszej klasie (mail z prośbą o usunięcie danych osobowych z serwera też poszedł - ciekawe kiedy rozpatrzą i odpowiedzą). Sporo czasu zajęło mi podjęcie ostatecznej decyzji - szczególnie, że nosiłem się z tym już dość długo. Zawsze jednak pojawiała się myśl "a może mi się jeszcze przyda?", "mam tam sporo znajomych, z którymi teraz nie utrzymuję kontaktu, ale może jeszcze będę" lub też "może będzie jakieś spotkanie klasowe, warto trzymać". Ostatnie wiadomości datowane na dwa lata wstecz wcale temu nie przeszkadzały. Może było to przywiązanie do konta? A może wrodzony show off (nie potrafię znaleźć na to słowo dobrego słowa w polskim), który każe się lansować na każdym kroku (po to przecież jest facebook). Tak czy inaczej doszedłem w końcu do wniosku "Po co mi to?" i usunąłem. Nie ma za tym żadnej ideologii, żadnych ruchów i przeświadczeń o popsuciu się serwisu nk (czyli czegoś na zasadzie kiedyś było fajnie a teraz już nie jest fajnie - mimo, że w sumie jest lepiej).

Interesujące jednak jest to, że poczułem chęć pójścia za ciosem. Bo w końcu po co mi facebook, na którego i tak rzadko zaglądam, a jak już, to wrzucam jakiegoś linka i patrzę kto dał "lubię to". Po co mi G+, które z jednej strony jest bardziej hipsterskie (bo mniej osób tam siedzi) i przez to bardziej awangardowe, z drugiej nie daje takich możliwości jak facebook. Po co mi last.fm, który w sumie służy już tylko i wyłącznie do chwalenia się swoim gustem - przynajmniej dla mnie. Nie, nie twierdzę, że te serwisy są złe. Nie są. Raczej ja nie wykorzystuję w pełni ich potencjału. Zamiast żywego kontaktu z ludźmi (czasami długo niewidzianymi) sporadycznie krzyczę w pustkę. Co gorsza ten krzyk tak na prawdę nic ze sobą nie niesie.

Po co mi więc profile na portalach społecznościowych. Czemu jeśli chcę coś przekazać, decyduję się zrobić to na fb, nie zaś np. na tym blogu? Prostota tego pierwszego? Brak zobowiązań? A może mój własny wymóg, by ten blog był czymś lepszym? Ale czy to usprawiedliwia mnie od śmiecenia gdzie indziej?

Serio. Czuję się trochę jak na emocjonalnej pustyni. Wszystko to, co robię na serwisach społecznościowych to tak na prawdę nic nie warte śmieci. Nie ma tam zaangażowania, nie ma tam uczuć... W sumie nie ma nic wartego uwagi - może poza okazjonalnymi dyskusjami ze znajomymi. Z tymże do dyskutować i utrzymywać kontakt można za pomocą maila, który z zasady jest bardziej zaangażowany? Dlaczego? nie zapisać się na grupy dyskusyjne czy chociażby częściej pisać na komunikatorze? Czemu nie rzucić tych wszystkich portali w trzy diabły i nie zacząć bardziej angażować się w to co chcę przekazać?

Odpowiedź jest jedna: strach przed tym, że gdy pozbędę się tego co niskie, to co wysokie wcale nie musi nadejść. Zamiast nich przyjdzie pustka.

wtorek, 8 listopada 2011

Ścieżka jest jedna

Zawsze sobie coś obiecuję a nigdy z tego nic nie wychodzi. Chodzi oczywiście o pisanie na blogu. Niby mam więcej czasu niż wcześniej, niby więcej do pisania, nawet czasami warunki przypominają te z czasów mojej największej pisarskiej płodności... a jednak. Czas, jak to czas - marnuje się - zarówno w pracy, jak i poza nią. Tematy też jakoś tak... czasami coś zacznę pisać, ale niekończę z uczuciem niezadowolenia, może nawet niesmaku wywołanego tym, co już napisałem. 

Kryzys? Może.... a może najzwyczajniej w świecie się zatrzymałem. Nie rozwijam się już w ogóle, wzamian odcinając się od wszystkiego, łącznie z samym sobą. Bardzo mi się to nie podoba, a jednak ciągle tak jest. Chciałbym to zmienić, a nie potrafię. Zająć się czymś innym co przeniknęłoby na tego bloga. A w sumie wychodzi na to, że znów spędzam czas przed komputerem. Czas, który bezpowrotnie tracę.

Nawet teraz, kiedy jestem w pracy, powinienem mieć mnóstwo okazji do pisania - ale jakoś tak się nie chce. Czasami zasłaniam się tym, że w gruncie rzeczy do pisania się nie nadaję. Nie jest tak. Prędzej spowodowane jest to tym, że muzyka zniknęła z mojego życia. Stało się ono szare zamiast czarno-białe - przynajmniej w formie odczuwania. Zniknęło też wszystko to, co się z nią wiązało - znajomi, koncerty, dyskusje. Czasami się spotkamy, ale to już nie to samo. Nigdy nie będzie tym samym, bo każdy znalazł swoją ścieżkę. Tylko czemu ścieżka jest jedna i nie ma nic poza nią?

Chciałbym się zatrzymać na niej by móc znów podziwiać otaczające ją krajobrazy.

czwartek, 13 października 2011

Idzie zima

Nie pamiętam, kiedy ostatnio czas uciekał mi tak szybko, jak teraz. Nawet nie zauważyłem, kiedy uciekł mi wrzesień, a tu już niespodziewanie połowa października. Zaraz będzie listopad, potem grudzień.

Tak, wszystko jakoś tak przyspieszyło lecz jednocześnie czas całkowicie zanikł. Jego ramy przestały mieć znaczenie. Jest tylko tu i teraz, czasami zakłócane przez poczucie wczoraj. Jutra nie ma bo w ogóle się o nim nie myśli. Nie czeka się na to, co ma nadejść bo to już jest tutaj. Jedyne, co świadczy o przemijaniu to cykle dnia i nocy (ostatnio dość zaburzone) oraz zmiany pór roku. A ja coraz bardziej to odczuwam.

Idzie zima.

piątek, 15 lipca 2011

Google z plusem (czyli portalowy zawrót głowy)

Miał być inny post, ale widać jeszcze poczeka. Oto w moim biurowo-słuchawkowym życiu pojawiła się nowa zabawka, a imię jej Google+. Przy okazji w tenże sposób oto stałem się częścią internetowego hitu ostatnich dni, do którego ludzie ponoć pchają się drzwiami i oknami (o ile już nie otwarli tego dla wszystkich). Wpis ten da mi możliwość podzielenia się pierwszymi wrażeniami. A nie powiem, są one bardzo pozytywne, głównie dlatego, że przez cały czas obcowania z g+ odnoszę wrażenie, jakobym korzystał z uproszczonego, odświeżonego facebooka. Taki powrót do korzeni twarzoksiążki, tyle że pod innym szyldem.

Czemu powrót do korzeni? Na g+ nie ujrzymy aplikacji, stron profilowych itp. Facebook doskonale przejął rolę ociężałego już MySpace'a, dobrze się też sprawuje jako platforma do grania. Kosztem tego główn rola facebooka, komunikacja, straciła mocno na znaczeniu i skryła się gdzieś za ciągłymi monitami z quizów, gier czy wpisów ze stron. Facebook przestał być miejscem dyskusji i utrzymywania kontaktu. Zamiast tego wiele osób krzyczy w próżnię i zlicza plusiki. Po komunikacyjnej roli Facebooka pozostała niejako pustka.

Google+ wypełnia tę lukę, przez co walka o użytkowników będzie ostra. Wprawdzie możliwe jest egzystowanie na obydwu serwisach jednocześnie, niemniej wątpię, by tak się działo. Z obserwacji i doświadczenia widać, że ludzie raczej trzymają się ulubionych rozwiązań pozostałe odwiedzając sporadycznie. Co za tym idzie, któryś z serwisów prawdopodobnie podzieli rolę nk czy myspacem, na które wchodzi się bardzo rzadko, tak by posprawdzać, co się dzieje. Niby możnaby usunąć konto, ale jakoś żal, a może sie przyda itp. Za niedługo przekonamy się, czy tak będzie i kogo spotka ten nieszczęśliwy los.

Jak na razie google dla mnie wygrywa, wszystkiemu zaś przyświeca ease-of-use. Zamiast dziwnych grup i konfigurowania, google wprowadził kręgi. Szybki drag-n-drop i już osoba znajduje się w danym kręgu. Zamiast śledzenia stron są sparki, które działają podobnie do wyszukiwania. W końcu brak jakichkolwiek reklam i łatwe w zarządzaniu opcje prywatności (do których zaliczają się kręgi) sprawiają, że z jednej strony mamy prostszego, przejrzystszego facebooka, z drugiej jest to mimo wszystko coś nowego.

Oczywiście, to nadal facebook, do tego trochę taki dla ubogich. Dla ludzi chcących wiedzieć co w t facebook nadal pozostanie numerem jeden (ktoś jeszcze zajmuje się MySpacem?).  Tak więc rywalizacja zapowiada się bardzo, ale to bardzo interesująco. Czy wygra bardziej stary, dobry Facebook, czy też młody g+, czas pokaże. Oba portale nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa i ze pewnością czeka nas wiele interesujących wydarzeń w ich swiecie.

sobota, 30 kwietnia 2011

Ślub po królewsku

Korzystając z okazji dnia wolnego oraz czując się zobligowany zarówno swoim wykształceniem, jak i niebywale rzadką okazją zobaczenia ślubu następcy tronu, oglądałem wczoraj ceremonię ślubną księcia Williama i (już) księżnej Kate. Fakt, nie widziałem całości, ale na najważniejszą część, czyli nabożeństwo w opactwie Westminsterskim, się załapałem.

I w sumie w związku z tym chciałbym poczynić pewną małą dygresję. Zaskoczyło mnie bardzo, że Wielka Brytania, przy całej swej nowoczesności, olbrzymich zmianach społecznych, multikulturowości i postępowości potrafiła urządzić imprezę tak konserwatywną. Że w kraju, gdzie religia jest na bardzo dalekim planie, gdzie małżeństwa homoseksualne już nikogo nie dziwią i gdzie rozważa się różne dziwne inicjatywy pokroju "Rodzic A i Rodzic B" można zrobić ślub przyszłego monarchy w zgodzie z wielowiekową tradycją, z ciągłym odnoszeniem się do Boga, do religii anglikańskiej. 

Jednak, co najważniejsze, nikogo to nie oburzało, nikt nie czuł się dotknięty takim ukierunkowaniem. Nie starano się też zadowolić wszystkich. Zwyczajnie zdrowy rozsądek zwyciężył.

Widać świat nie jest aż taki zwariowany, jak nam się wmawia.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Porządki

Nigdy nie lubiłem sprzątania. Sprzątanie zawsze w moim przypadku odnosiło się do robienia porządków po dłuższym czasie, zawsze oznaczało zmiany (i problemy ze znajdywaniem różnych potrzebnych rzeczy), potrzebę przystosowania się do nowego. ja gruncie rzeczy lubię stałość i za zmianami w swoim otoczeniu średnio przepada.

Czasami jednak trzeba. Ze względu na święta, ze względu na wiosnę, ze względu na magisterkę czy ze względu na nudy biorę się za uporządkowanie czegoś. Najczęściej pada na mnie samego i np się ogolę, o wiele rzadziej reorganizację przeżywa pokój. Jeszcze mniej porządków przeprowadzam na swojej skrzynce. Bo niby po co? Obecnie konta mailowe mają olbrzymie pojemności (moja skrzynka zajmuje ponad 2GB, a i tak nie zająłem nawet 1/3 przysługującego mi miejsca), wszystko można łatwo wyszukać, przejrzeć, przypomnieć. Nie będę też ukrywać, że jestem typem chomika. Z jakiegoś powodu maile są dla mnie jak listy i różne stare, nawet bzdurne, wiadomości przetrzymywane są w skrzynce. Na wszelki wypadek, gdybym chciał do nich wrócić. Ale przecież nigdy nie wracam...

Jedynym powrotem jest właśnie to sprzątanie. Usuwanie starych, niepotrzebnych wiadomości (sięgających nawet 2005 roku), pozbywanie się wspomnień, których i tak przecież i tak już nie pamiętam. A przy tym sobie przypominam.

Jaki byłem.
Co było dla mnie ważne.
Co było ważne dla nas.
Nasze przedsięwzięcia.
Nasze marzenia.
Nasze smutki.

Wszystko to znajduje się w mailach. Historie dawno opowiedziane, miłe wspomnienia. Gdzieś znalazłem zdjęcie dwóch mieczy, którymi wywijałem. Albo fotki z ogniska u Marka, gdzie wszyscy byli jeszcze młodzie i naiwni. Gdzieś indziej znalazłem projekt krzyżówki od Kauacha - jedna z niewielu pamiątek z przygotowań do konwentu. Skany książek, zabawne obrazki, które trzymałem na mailu przez 6 lat. To wszystko znajdowało się na mojej skrzynce, dawno już zapomniane (do niektórych rzeczy nigdy nie zajrzałem). Do tej grupy zaliczają się także liczne opowiadania wysyłane przez kilka osób - przepraszam Was za to, że nigdy ich nie przeczytałem. Postaram się to nadrobić.

Stare maile to także przypomnienie czasów, w jakich dane nam żyć było. Przeszłość bardzo niedaleka, a jednak pokazująca, ile się zmieniło. Reklamy oferujące wyjazd do pracy za granicą to tylko jedna z tego typu perełek. Tak, reklamy bywają niczym miniaturki - doskonale portretują rzeczywistość, umieszczają ją w kapsule czasu, którą odczytać mogą tylko osoby żyjące w tamtych czasach.

Tak. Porządkowanie maila to podróż w przeszłość. W wielu przypadkach przepełniona sentymentem, ale i w wielu ostatnia. Sprzątanie to sprzątanie. Kosz czeka.
Łzy nie uroniłem.

czwartek, 3 marca 2011

Oczy

Gdy miesiąc temu zacząłem pracować w pewnej firmie, umknęło to mojej uwadze. Dopiero nieco później, podczas treningów indywidualnych, dostrzegłem, jak bardzo ludzie ze mną pracujący mają przekrwione oczy. Nie są to przypadki pojedyncze. Ba, mógłbym nawet stwierdzić, że więcej jest osób o zmęczonych, czerwonych oczach, niż tych z oczami zdrowymi.

Jest to o tyle specyficzne, że tylko oczy zdradzają ilość poświęcenia wkładanego w pracę. Ciała wyglądają na rześkie, uśmiechy nie schodzą z twarzy podczas żartowania ze znajomymi, jednak oczy pozostają te same. Umęczone, z trudem starające się skupić uwagę. Jest to widok dla mnie przerażający, szczególnie, że sam cierpię na nadwrażliwość oczu. Co gorsza jednak, czasami myślę sobie, że osoby te nie zdają sobie z tego sprawy.

Wtedy też zastanawiam się, ile one śpią w ciągu dnia. Co robią poza pracą. Faktem jest, że wiele osób (w tym ja) w ciągu tygodnia nie ma zbyt wiele czasu na cokolwiek. Czasami czas stracony trzeba nadrobić w nocy - szczególnie, jeśli ma się rodzinę. Każda minuta w pracy to minuta stracona z kimś bliskim. To chwile, które za wszelką cenę stara się odzyskać, jednak jest to niemożliwe - nie ważne, jak kto by się starał.

Pamiątką po nich pozostają przekrwione oczy, z którymi ludzie budzą się rano. Stygmaty poświęcenia dla siebie lub dla innych.