Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia*
Podobnie jest i 361 lat później, bo przeto różne dziwy dzieją się nie tylko u mnie (o których nie będę tu pisać) , ale i w całej Polszy, a nawet na świecie. A jeden z największych wydarzył się wczoraj - zacząłem korzystać z Firefoxa....
Oczywiście nie wiem, czy taki stan rzeczy pozostanie - na razie się z nim obwąchuję, przyzwyczajam się i dostosowuję go do siebie. Mariaż ów jest ciężki, z Operą było na pewno o wiele łatwiej. Zasobożerność i niektóre rozwiązania wręcz mnie niszczą (o tym za chwilę), a mimo to stoję twardo na posterunku. Pytacie pewnie: czemu? W końcu, jak zapewne niektórzy z was wiedzą, przez te ostatnie 4 lata stałem twardo przy dużym O i jakoś nie paliłem (ba, wręcz broniłem się) do jakichkolwiek zmian. Więc czemu?
Ano przez Operę właśnie. Wersja 9.5 na prawdę mnie zmęczyła. Niby ładnie wygląda, niby lepsza funkcjonalność, ale... no właśnie, ale! Coraz bardziej zacząłem odczuwać brak kompatybilności szwedzkiej przeglądarki z wieloma stronami, które przeglądałem. Działanie na źle wyświetlanych forach (na których spędzam chyba z 50% swojego czasu w sieci), brak niektórych przydatnych funkcji na stronach (które to są dostępne w lisku i eksplorerze), coraz gorsze działanie samego programu (choć pod względem wydajności i bezpieczeństwa nadal jest bezkonkurencyjna) , do tego szmery, bajery, które są mi niepotrzebne, a żeby je wyłączyć trzeba się nieźle naszukać (o ile w ogóle jest taka opcja).
Dlatego też zdecydowałem się wypróbować liska. Przyznam szczerze, że jednym z impulsów był artykuł Winter Wolf na ten temat, a mianowicie Firefox 2.0 vs. Opera 9.27. I choć nie ze wszystkimi punktami się zgadzam, to jednak postanowiłem spróbować. A nóż, widelec mi się uda... Dlatego odpaliłem Firefoxa, co to go miałem zainstalowanego na systemie, i zacząłem instalować dodatki. Tu znów przyszedł z pomocą blog WW, gdyż znajduje się na nim lista przydatnych dodatków, które m. in. zastępują część funkcji Opery. Speed Dial, gesty myszy (swoją drogą, świetnie rozwiązane), czytnik RSS i lepsza obsługa haseł to tylko niektóre z pluginów, na które się zdecydowałem. Potem już tylko ustawienie FXa jako domyślną przeglądarkę i zaczynam się czuć jak manekin testujący auta...
Pierwsze wrażenia... dziwne. Na pewno czuję się wooooolny (tzn slow, nie free :) ). Odnoszę wrażenie, że Opera jest szybsza. Jednak jest to mała cena za to, że w końcu strony wyświetlają mi się poprawnie, że mam rozszerzenie do Popmundo i że mogę łatwo blokować niechciane reklamy. Za to wkurza mnie rozstawienie opcji, czy wręcz ich brak w stosunku do niektórych funkcji (np RSS). Jak będzie dalej, zobaczymy... Na razie jest w sumie nieźle, przynajmniej jak dla zatwardziałego Operatora :)
Na koniec pozwolę sobie na małą dygresję... Tyczyć się ona będzie rywalizacji i porównań Opery z Firefoxem. Podczas dyskusji z Necrokrisem (który nieco mi pomagał, za co mu dziękuje) nawinął się temat zasobożerności. Firefox jest na prawdę zasobożerny (140MB zużycia pamięci po kilkunastu minutach korzystania o__O), choć ponoć testy wykazują inaczej (tendencyjność takich testów zostawię w spokoju). Oczywiście może być to powodowane przez te kilka dodatków które zainstalowałem, no ale bez przesady... Zostawiwszy tą kwestię zacząłem dalej konfigurować. I tu natchnąłem się na bardzo brzydko zrobiony czytnik RSS... Kto wpadł na pomysł, żeby wyświetlać absolutnie wszystkie wiadomości w feedzie? I to bez możliwości ich usunięcia... Z pomocą zgłosiłem się oczywiście do Krzyśka, a on mi odpowiedział, że nie wie jak zmienić ten sposób funkcjonowania. No to ja mu mówię, że Lisek pod tym względem mocno ssie, Opera ma to lepiej rozwiązane (mimo, że jej czytnik RSSów też nie jest najlepszy). Na to Kris mi napisał, że to dlatego, iż Firefox to tylko przeglądarka internetowa, Opera zaś jest pakietem internetowym. I w tej oto chwili nasunęło mi się pytanie:
Czemu więc tak usilnie się je porównuje?
I tym pytaniem zakończę ten wpis.
*cytat z "Ogniem i Mieczem" Henryka Sienkiewicza.
Podobnie jest i 361 lat później, bo przeto różne dziwy dzieją się nie tylko u mnie (o których nie będę tu pisać) , ale i w całej Polszy, a nawet na świecie. A jeden z największych wydarzył się wczoraj - zacząłem korzystać z Firefoxa....
Oczywiście nie wiem, czy taki stan rzeczy pozostanie - na razie się z nim obwąchuję, przyzwyczajam się i dostosowuję go do siebie. Mariaż ów jest ciężki, z Operą było na pewno o wiele łatwiej. Zasobożerność i niektóre rozwiązania wręcz mnie niszczą (o tym za chwilę), a mimo to stoję twardo na posterunku. Pytacie pewnie: czemu? W końcu, jak zapewne niektórzy z was wiedzą, przez te ostatnie 4 lata stałem twardo przy dużym O i jakoś nie paliłem (ba, wręcz broniłem się) do jakichkolwiek zmian. Więc czemu?
Ano przez Operę właśnie. Wersja 9.5 na prawdę mnie zmęczyła. Niby ładnie wygląda, niby lepsza funkcjonalność, ale... no właśnie, ale! Coraz bardziej zacząłem odczuwać brak kompatybilności szwedzkiej przeglądarki z wieloma stronami, które przeglądałem. Działanie na źle wyświetlanych forach (na których spędzam chyba z 50% swojego czasu w sieci), brak niektórych przydatnych funkcji na stronach (które to są dostępne w lisku i eksplorerze), coraz gorsze działanie samego programu (choć pod względem wydajności i bezpieczeństwa nadal jest bezkonkurencyjna) , do tego szmery, bajery, które są mi niepotrzebne, a żeby je wyłączyć trzeba się nieźle naszukać (o ile w ogóle jest taka opcja).
Dlatego też zdecydowałem się wypróbować liska. Przyznam szczerze, że jednym z impulsów był artykuł Winter Wolf na ten temat, a mianowicie Firefox 2.0 vs. Opera 9.27. I choć nie ze wszystkimi punktami się zgadzam, to jednak postanowiłem spróbować. A nóż, widelec mi się uda... Dlatego odpaliłem Firefoxa, co to go miałem zainstalowanego na systemie, i zacząłem instalować dodatki. Tu znów przyszedł z pomocą blog WW, gdyż znajduje się na nim lista przydatnych dodatków, które m. in. zastępują część funkcji Opery. Speed Dial, gesty myszy (swoją drogą, świetnie rozwiązane), czytnik RSS i lepsza obsługa haseł to tylko niektóre z pluginów, na które się zdecydowałem. Potem już tylko ustawienie FXa jako domyślną przeglądarkę i zaczynam się czuć jak manekin testujący auta...
Pierwsze wrażenia... dziwne. Na pewno czuję się wooooolny (tzn slow, nie free :) ). Odnoszę wrażenie, że Opera jest szybsza. Jednak jest to mała cena za to, że w końcu strony wyświetlają mi się poprawnie, że mam rozszerzenie do Popmundo i że mogę łatwo blokować niechciane reklamy. Za to wkurza mnie rozstawienie opcji, czy wręcz ich brak w stosunku do niektórych funkcji (np RSS). Jak będzie dalej, zobaczymy... Na razie jest w sumie nieźle, przynajmniej jak dla zatwardziałego Operatora :)
Na koniec pozwolę sobie na małą dygresję... Tyczyć się ona będzie rywalizacji i porównań Opery z Firefoxem. Podczas dyskusji z Necrokrisem (który nieco mi pomagał, za co mu dziękuje) nawinął się temat zasobożerności. Firefox jest na prawdę zasobożerny (140MB zużycia pamięci po kilkunastu minutach korzystania o__O), choć ponoć testy wykazują inaczej (tendencyjność takich testów zostawię w spokoju). Oczywiście może być to powodowane przez te kilka dodatków które zainstalowałem, no ale bez przesady... Zostawiwszy tą kwestię zacząłem dalej konfigurować. I tu natchnąłem się na bardzo brzydko zrobiony czytnik RSS... Kto wpadł na pomysł, żeby wyświetlać absolutnie wszystkie wiadomości w feedzie? I to bez możliwości ich usunięcia... Z pomocą zgłosiłem się oczywiście do Krzyśka, a on mi odpowiedział, że nie wie jak zmienić ten sposób funkcjonowania. No to ja mu mówię, że Lisek pod tym względem mocno ssie, Opera ma to lepiej rozwiązane (mimo, że jej czytnik RSSów też nie jest najlepszy). Na to Kris mi napisał, że to dlatego, iż Firefox to tylko przeglądarka internetowa, Opera zaś jest pakietem internetowym. I w tej oto chwili nasunęło mi się pytanie:
Czemu więc tak usilnie się je porównuje?
I tym pytaniem zakończę ten wpis.
*cytat z "Ogniem i Mieczem" Henryka Sienkiewicza.