poniedziałek, 30 listopada 2009

Bezpiecznie jak w banku

Zostałem właśnie przytłoczony przez paranoję związaną z bezpieczeństwem. Tak oto system bankowości internetowej nie przyjął mi hasła po raz trzeci, zaś dostęp do konta został zablokowane. Dziwne to jest, gdyż jeszcze wczoraj hasło działało, dziś już zakminić nie chciało.

To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. System logowania się to jest istny koszmar. Najpierw wpisać nr identyfikacyjny - ten pamiętam. Potem hasło, ale nie wszystkie literki/cyferki, ale tylko tyle, ile jest pól. Niektóre pola są zaślepione i tam nic nie wpisujemy, tylko idziemy dalej. No cyrk na kółkach normalnie. Układ się nie zmienia, więc za dużo szans na zrozumienie gdzie popełniliśmy błąd nie ma.

W końcu, gdy już hasło zostanie przyjęte, trzeba odebrać sms z kodem. Co, jeśli komórki nie mamy, bo np się zepsuła? Tego nie wiem, szczęśliwie moja działa.

Ja rozumiem, że bezpieczeństwo itd, ale nie dajmy się zwariować! Łatwość korzystania jest przecież bardzo ważna, tu zaś mamy trzy kroki, na których łatwo się pomylić. Trzy nieudane próby i konto zablokowane... Bez sensu.

niedziela, 15 listopada 2009

6700 jeźdźców apokalipsy

Właśnie dowiedziałem się, że w moje miasto może pieprznąć aż 6700 głowic nuklearnych. Całkiem dużo, a na pewno wystarczająco, by po mieście (oraz jego okolicach) nie zostało nic więcej poza kraterem wypełnionym radioaktywnymi odpadami, niedobitkami ludzi (którzy znaleźli się na tyle daleko od epicentrum wybuchu, choćby w Krakowie, by przeżyć) czy innym tałatajstwem. Wizja to prawdziwie poetycka, aczkolwiek jakoś się nią przejmuję. Pomijając fakt, że Jastrzębie nie jest strategicznym celem militarnym (nie ma tu nic poza kopalniami, blokami i przybytkami alkoholowej rozpusty).

Tak, czy inaczej, 6700 to całkiem sporo. Lwia część tej liczby to rakiety posiadane przez naszych dawnych przyjaciół ze wschodu i oni potencjalnie są największym zagrożeniem. Sporo ma też wielki (aczkolwiek młodszy) zachodni brat. Niecałe pięćset rakietek to skromny dorobek Unii Europejskiej, kilka rakiet z Izraela, jako odpłata za antysemityzm, no i jeszcze parę głowic Made in China, tak w ramach poszerzania napływu chińskich towarów na zachód. Towarzystwo prawdziwie różnonarodowe, multikulturowe i podzielone na różne fronty. Na dobrą sprawę na terenie mojego miasta mogłyby się odbyć jakieś zawody w strzelaniu do celu. A im mniej zawodników, tym większe szanse - nie dziwi więc niechęć i poczucie zagrożenia ze strony niektórych państw wobec prób jądrowych podejmowanych przez Iran i Koreę Południową. Co z tego, że ich arsenał będzie nieporównywalnie mniejszy, liczy się fakt posiadania.

Nie mniej, nie dziwię się i nie mam żalu. Prawem silniejszych jest posiadanie silnych argumentów. Można się tylko smucić, że ktoś ma a my nie mamy. Takie życie... Denuklearyzacja to fikcja, gdyż silne państwa nie pozbędą się takiego argumentu. Ale też argument ten nigdy nie zostanie użyty - co komu z nuklearnej pustyni? Co komu po nieużytkach? Co tu podbijać, czym rządzić? Gdzie tu jakikolwiek cel? W momencie, gdy dominującą ideologią jest pieniądz, realne używanie atomu w działaniach zbrojnych jest bez sensu. O wiele skuteczniejsze jest zakręcenie gazu - "humanitarne" i czyste.

A jeśli będzie inaczej? Jeśli zapląta się choć jedna bombka, ktoś naciśnie przez przypadek czerwony przycisk lub na nim zaśnie? Cóż, przynajmniej będzie na co popatrzeć. A i śmierć z wykopem wydaje się całkiem ciekawą perspektywą. Czyż nie?

Jak ktoś ciekawy ile rakiet trafi w jego miasto, może sprawdzić to tutaj: http://nukeometer.com/