piątek, 24 kwietnia 2009

Nagrody polskiego przemysłu muzycznego

Oglądałem ostatnio galę rozdania Fryderyków. Przyznać muszę, że nigdy wcześniej tego nie robiłem – jakoś nie interesowałem się przemysłem muzycznym na tyle, by śledzić przyznawanie tejże nagrody szacownym artystom. Oczywiście z tego typu galami miałem już kontakt, mianowicie w czasach zamierzchłej młodości udało mi się zobaczyć kilka razy rozdanie wszelakich nagród MTV – i choć było to dawno i nieprawda, miałem jakiś punkt odniesienia w stosunku do Fryderyków, które to w poniedziałek oglądałem. Sam powód nadrobienia zaległości wziął się stąd, że Acid Drinkers dostało trzy nominacje a ja, jako wierny fan, przegapić tego nie mogłem. A nuż by się przytrafiło coś podobnego jak lat 11 temu. Poza tym do oglądania namówił mnie Kóla, który to przegapić ich nie chciał, a w tamtym czasie rezydował u nas w domu. Tak więc zasiedliśmy rodzinnie przed telepatrzydłem i zaczęliśmy podziwiać galę rozdania najważniejszych nagród polskiego przemysłu fonograficznego.

Ale zaraz, zaraz... Jakie znowu podziwiać? Do podziwiania nic niestety nie było. Impreza zorganizowana w warszawskiej Fabryce Trzciny przeraźliwie wiała nudą oraz brakiem jakiegokolwiek konceptu. Praktycznie zero jakichkolwiek wywiadów, prezentacji artystów, jakiegoś zapełnienia czasu, którego zresztą reżyserzy chyba poskąpili, bo rozdanie wszystkich nagród zajęło im mniej, niż dwie godziny, a wręczanie nagród wyglądało tak, że wchodziły po dwie osoby, każda z nich odpowiedzialna za inną kategorię, odczytywano zwycięzcę, krótkie przemówienie itd. Pewnie chcieli wpasować się w czas antenowy nieprzekraczający długością filmu fabularnego. Ewentualnie woleli nie zanudzać na śmierć, i tak już zanudzoną publikę złożoną ze śmietanki naszego przemysłu fonograficznego. Śmietanki, która nawet nie potrafiła bić porządnie brawo. Siedzieli tylko, zblazowani i pewnie czekali na zakończenie tej całej szopki, której wyniki były znane już dużo wcześniej. Nie powinno więc dziwić, że poziom ekscytacji czy napięcia na sali był praktycznie równy zeru. Co ciekawe, były występy na żywo, te jednak ograniczały się do wykonania utworów biorących udział w głosowaniu na piosenkę roku, wybieranej zresztą przez widzów (głosowanie SMS i nagroda pieniężna dla szczęśliwca – zjawisko, które ostatnio dość mocno dominuje telewizję). Wszystko to złożyło się na nudną jak flaki z olejem papkę.

Chyba tylko dla kontrastu pokazano na chwilę galę z wręczenia Fryderyków za muzykę klasyczną i jazz. Moim oczom ukazał się zupełnie inny widok – pełna sala (Fabryka Trzciny była dość opustoszała, wielkością też nie grzeszyła), orkiestra, kwiaty, przepych, radość. Aż dziw bierze, że to te same nagrody. Z drugiej jednak strony, jaka scena, taka gala. Polscy kompozytorzy są od dawna cenieni na zachodzie, że chociaż wymienię Pendereckiego. Darzy się ich czcią i szacunkiem, dlatego też cała otoczka tak wyglądała. O ilu polskich artystach muzyki rozrywkowej można powiedzieć to samo?

I tu docieramy niejako do meritum – jak rozdanie Fryderyków świadczy o naszym rynku muzycznym? O jego kondycji, znaczeniu, o postawie artystów i osób tym rynkiem rządzących. Przecież można było postarać się bardziej. Kiedyś potrafili to osiągnąć (co widać na starych filmikach), teraz widocznie im się nie chce, albo też nie odczuwają takiej potrzeby. To zaś wpływa bardzo negatywnie na samą rangę nagrody – rangę, dodajmy, i tak dość już kwestionowaną. To też wpływa na nasz rynek muzyczny, który powoli wszyscy zaczynają olewać.

sobota, 18 kwietnia 2009

Kołysanka

Dzisiaj będzie troszkę inaczej. Zawsze chciałem wrzucić tutaj jakiś swój własny utwór i teraz właśnie tak się stanie. Jakość jest taka, jaka jest, ale niestety nie mam możliwości nagrania żywej gitary basowej - zamiast niej posłużyłem się Guitar Pro. Sam utwór zaś powstał dziś rano pod wpływem kilku ostatnich dni. O wiele lepiej oddaje on moje samopoczucie, niż najdłuższa nawet notka.

Ściągnij: Kołysanka dla...

Mam nadzieję, że się Wam spodoba.

czwartek, 9 kwietnia 2009

Jakież to proste

© Chris Browne.
Ściągnięte z
hagardunor.net

wtorek, 7 kwietnia 2009

Podróż...

Właśnie sobie uświadomiłem, jak bardzo lubię podróżować. Nawet nie chodzi o sam cel podróży, miejsce, do którego się zmierza. Najważniejszy jest fakt przemieszczania się i wszystko to, co dzieje się dookoła. I to zarówno w sensie metafizycznym, jak i takim typowo realnym.

Co ciekawe, najwięcej przyjemności czerpię z podróżowania samemu. Nieważne, czy jest to spacer, podróż autobusem czy też pociąg - ważne, że jestem sam i mogę się skupić na samym sobie. Jeszcze jak pora roku napawa energią, to już w ogóle jest fajnie. Do tej pory brakuje mi codziennych podróży do i z Rybnika. Wczesne jeżdżenie na uczelnię, późne wracanie miało w sobie coś mistycznego. Częste przysypianie w autobusie (i pobudki, gdy człowiek czuje się, jakby był zawieszony pomiędzy snem a jawą), czytanie tekstów, których nie przerobiło się wcześniej, czasami spotkanie kogoś znajomego. O tak, brakuje mi tego. Brakuje mi tego, jak podróż zawsze mi się dłużyła... a i tak zawsze byłem zdumiony, że już dojeżdżam do mojego, ostatniego na trasie, przystanka. Zresztą, Rybnik do tej pory wydaje mi się nieco innym światem, oddzielonym od życia codziennego cienką warstwą mgły, za którą czai się zupełnie inny świat. Świat, w który można uciec.

To wszystko niestety już nie wróci. Czuję, że wrastam w jedno miejsce -nawet pomimo tego, że rozerwany jestem na dwoje. Wszystko pewnie przez to, że jak już jestem w tym jednym miejscu, to nie przemieszczam się z niego, nie uciekam. Jak jestem w domu, to jestem w domu. Podobnież, nie jeżdżę codziennie pomiędzy Katowicami a Sosnowcem... A szkoda. Może to i mało praktyczne, ale kusiłoby mnie dojeżdżać na uczelnię z Kato - tylko po to, by spędzić te 40 minut w zatłoczonym busie i mieć tę chwilkę tylko dla siebie, gdzie nigdzie nie trzeba się spieszyć, człowiek zaś może się skupić.

Wszystko to przyszło mi do głowy teraz, gdy słucham jednej takiej ścieżki dźwiękowej. Dla mnie ścieżki powrotów, wspomnień, podróży. Wspomnień związanych z grą, z której ona pochodzi. Wspomnień związanych z podróżami, kiedy to ona często gościła u mnie w słuchawkach. W końcu wspomnień wszystkich wyimaginowanych podróży, myśli, marzeń, skojarzeń, jakie pojawiły się w mojej głowie podczas jej słuchania. To wszystko dzięki tej jednej ścieżce dźwiękowej... Wspaniałe uczucie, od razu robi się cieplej.