poniedziałek, 8 marca 2010

O pozwaniu Nergala, czyli czemu PiS i tak będzie wygrany?

Dziś doszła mnie wiadomość, że Nergal z Behemotha w końcu się doigrał i zostały mu przedstawione zarzuty. I wcale nie chodzi o bałamucenie skarbu polskiej muzyki, czy też zapomnienie o ideałach podziemia i, jak to niektórzy ładnie określają, sprzedanie się. Nie, nic z tych rzeczy! Nergal został pozwany za podarcie Biblii na koncercie. Nieco bardziej obeznani z całą sprawą mogliby się zastanawiać, gdzież to lider Behemotha znów podarł Bibilę? No więc znów nie podarł, bo jest to kontynuacja sprawy sprzed niecałych już trzech lat, kiedy to podczas jednego z koncertów na Pomorzu Nergal, ponoć w ramach performance'u wydarł kilka stron ze świętej księgi.

Cóż, nie będę komentować uzasadnienia zarówno Nergala, jak i pretensji urażonych, gdyż nie ma to obecnie sensu. No, wspomnę, że całe przedstawienie jakieś szczególnie szokujące nie było, a i stwierdzenie "podrzeć Biblię" wydaje się dość przesadzone (no bo zostało wyrwanych kilka stron). Niemniej, wielu mogło to zszokować, a i zszokowało. Tym kimś był zaprawiony w bojach z sektami i szatańskimi zespołami pokroju Moonspell, Ich Troje czy Czerwone Gitary, monsieur Nowak, przewodniczący organizacji do walki z sektami. Poszło oczywiście o obrazę uczuć religijnych, jednak (na jego nieszczęście) pozwać Nergala mu się nie udało ze względu na zbyt mała ilość osób urażonych - bo to dwie osoby być muszą, a pan Nowak drugiej takiej osoby nie znalazł. Przy okazji Adaś mu się odgryzł i złożył pozew o pomówienie (chodziło o nazwanie przestępcą), który zresztą proces wygrał. Tak czy inaczej sprawa przycichła... do czasu.

Bo oto, po ponad dwóch latach letargu obudzili się posłowie PiS. Gotowi bronić obywateli przed bezeceństwem postanowili spróbować znów postawić Nergala przed sądem - tym razem, jak się okazało, z powodzeniem. Oczywiście na koncercie nie byli, lecz sama wiadomość o tym czynie ich poruszyła (a i szok nie pozwolił im od razu zareagować). Tak czy inaczej, udało się, Nergal nie przyznał się do winy, będzie proces.

Wynik w sumie można przewidzieć, lecz nie to jest najważniejsze. Bo o co tak naprawdę chodzi? O uczucia religijne? Poniekąd, lecz nie chodzi o uczucia pozywających lecz obywateli. To, co zaserwowano, to czysta zagrywka PR-owska. Raz, posłowie (i partia) przypomnieli o swoim istnieniu. Dwa, zaznaczyli, że nadal są partią chrześcijańską i gotowi są bronić wiary - czyli plus wyborczy. Trzy, zastanówmy się na chwilę. Czy oni naprawdę chcą wygrać? Czy większym sukcesem nie byłaby przegrana? Jakoś jest tak z naszą narodową martyrologią, że lepiej traktujemy przegranych, szczególnie w słusznej sprawie. W tym wypadku wygrana przypieczętowałaby image partii, ale przegrana zrobiłaby dokładnie to samo - a może i bardziej. Przecież specjalnością Polaków jest walka z przeważającymi siłami wroga, a przegrywając posłowie będą mogli stworzyć obraz, jakby walczyli z przeważającymi siłami wroga, z mitycznym już układem, który broni "przestępców." A słupki będą rosnąć - tym bardziej, że Nergal nie jest w Polsce anonimowy, a każda babcia wie, że to "ten facet Dody." I w ten oto sposób nawet PiS ogrzeje się nieco w promieniach jego sławy.

W końcu wybory tuż tuż.

1 komentarz:

Diabellus pisze...

Srać to, Nergal wygra na 80%, PiS polepszy swoje poparcie w elektoracie Radia Maryja i tak przegra wybory prezydenckie. Nie ma się co martwić :) .