środa, 20 sierpnia 2008

Okno na ocean...

Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia*

Podobnie jest i 361 lat później, bo przeto różne dziwy dzieją się nie tylko u mnie (o których nie będę tu pisać) , ale i w całej Polszy, a nawet na świecie. A jeden z największych wydarzył się wczoraj - zacząłem korzystać z Firefoxa....

Oczywiście nie wiem, czy taki stan rzeczy pozostanie - na razie się z nim obwąchuję, przyzwyczajam się i dostosowuję go do siebie. Mariaż ów jest ciężki, z Operą było na pewno o wiele łatwiej. Zasobożerność i niektóre rozwiązania wręcz mnie niszczą (o tym za chwilę), a mimo to stoję twardo na posterunku. Pytacie pewnie: czemu? W końcu, jak zapewne niektórzy z was wiedzą, przez te ostatnie 4 lata stałem twardo przy dużym O i jakoś nie paliłem (ba, wręcz broniłem się) do jakichkolwiek zmian. Więc czemu?

Ano przez Operę właśnie. Wersja 9.5 na prawdę mnie zmęczyła. Niby ładnie wygląda, niby lepsza funkcjonalność, ale... no właśnie, ale! Coraz bardziej zacząłem odczuwać brak kompatybilności szwedzkiej przeglądarki z wieloma stronami, które przeglądałem. Działanie na źle wyświetlanych forach (na których spędzam chyba z 50% swojego czasu w sieci), brak niektórych przydatnych funkcji na stronach (które to są dostępne w lisku i eksplorerze), coraz gorsze działanie samego programu (choć pod względem wydajności i bezpieczeństwa nadal jest bezkonkurencyjna) , do tego szmery, bajery, które są mi niepotrzebne, a żeby je wyłączyć trzeba się nieźle naszukać (o ile w ogóle jest taka opcja).

Dlatego też zdecydowałem się wypróbować liska. Przyznam szczerze, że jednym z impulsów był artykuł Winter Wolf na ten temat, a mianowicie Firefox 2.0 vs. Opera 9.27. I choć nie ze wszystkimi punktami się zgadzam, to jednak postanowiłem spróbować. A nóż, widelec mi się uda... Dlatego odpaliłem Firefoxa, co to go miałem zainstalowanego na systemie, i zacząłem instalować dodatki. Tu znów przyszedł z pomocą blog WW, gdyż znajduje się na nim lista przydatnych dodatków, które m. in. zastępują część funkcji Opery. Speed Dial, gesty myszy (swoją drogą, świetnie rozwiązane), czytnik RSS i lepsza obsługa haseł to tylko niektóre z pluginów, na które się zdecydowałem. Potem już tylko ustawienie FXa jako domyślną przeglądarkę i zaczynam się czuć jak manekin testujący auta...
Pierwsze wrażenia... dziwne. Na pewno czuję się wooooolny (tzn slow, nie free :) ). Odnoszę wrażenie, że Opera jest szybsza. Jednak jest to mała cena za to, że w końcu strony wyświetlają mi się poprawnie, że mam rozszerzenie do Popmundo i że mogę łatwo blokować niechciane reklamy. Za to wkurza mnie rozstawienie opcji, czy wręcz ich brak w stosunku do niektórych funkcji (np RSS). Jak będzie dalej, zobaczymy... Na razie jest w sumie nieźle, przynajmniej jak dla zatwardziałego Operatora :)

Na koniec pozwolę sobie na małą dygresję... Tyczyć się ona będzie rywalizacji i porównań Opery z Firefoxem. Podczas dyskusji z Necrokrisem (który nieco mi pomagał, za co mu dziękuje) nawinął się temat zasobożerności. Firefox jest na prawdę zasobożerny (140MB zużycia pamięci po kilkunastu minutach korzystania o__O), choć ponoć testy wykazują inaczej (tendencyjność takich testów zostawię w spokoju). Oczywiście może być to powodowane przez te kilka dodatków które zainstalowałem, no ale bez przesady... Zostawiwszy tą kwestię zacząłem dalej konfigurować. I tu natchnąłem się na bardzo brzydko zrobiony czytnik RSS... Kto wpadł na pomysł, żeby wyświetlać absolutnie wszystkie wiadomości w feedzie? I to bez możliwości ich usunięcia... Z pomocą zgłosiłem się oczywiście do Krzyśka, a on mi odpowiedział, że nie wie jak zmienić ten sposób funkcjonowania. No to ja mu mówię, że Lisek pod tym względem mocno ssie, Opera ma to lepiej rozwiązane (mimo, że jej czytnik RSSów też nie jest najlepszy). Na to Kris mi napisał, że to dlatego, iż Firefox to tylko przeglądarka internetowa, Opera zaś jest pakietem internetowym. I w tej oto chwili nasunęło mi się pytanie:

Czemu więc tak usilnie się je porównuje?

I tym pytaniem zakończę ten wpis.


*cytat z "Ogniem i Mieczem" Henryka Sienkiewicza.

9 komentarzy:

Velv pisze...

a to i tak dla mnie czarna magia, dlaczego lepsze to niz tamto ... ja wolę jak mi brat wszystko ustawia

Kauach pisze...

A dlaczego nie Firefox 3.0? Wydajność większa, zasobożerność mniejsza =)

Crawley pisze...

A nawet Firefox 3.0.1 :) Z takiego właśnie korzystam :P

Anonimowy pisze...

Przeczytawszy zachłysnąłem się łykiem mej wyborowej kawy i doznałem wizji! Wiek XXI! Z tanich standardów obowiązujących na rynku komputerowym ukazują się takie giganty jak słynne rdzeniowe quady, pamięć sięga już symbolicznych 4 gigabajtów i wciąż rośnie, twarde dyski przypominają już matryce pamięci znane z "3001: Odyseja kosmiczna", karty graficzne powodują przygasanie świateł na pobliskiej ulicy, zaś łącza internetowe pozwalają wysyłać filmy mailami....

Wtedy wizja zniknęła a ja zastygłem z pytaniem na ustach: Czymże jest teraz te 100-200 mb pamięci w stosunku do sprzętu, który dostępny jest za grosze?

Wygląda na to, że wszystko idzie z duchem czasu, mamy więcej (lub możemy mieć), ale też wszystko wymaga więcej.

Pożegnajmy się z oldscoolową walką o każdy wolny mb. Dzisiaj króluje przyjazna prostota i estetyka aplikacji.

Crawley pisze...

No niby tak, sam się dziwię ludziom, którzy narzekają na takie gg, że zżera np 40MB pamięci. Jednak 140 to mimo wszystko troszkę dużo...

Twój postulat jest niejako na czasie, jednak tak na prawdę wychodzi na jedno: ludzie, pożegnajcie się z optymalizacją kodu w programach, które instalujecie. Czemu programista ma zmniejszyć zapotrzebowanie na zasoby programu, skoro user potulnie dokupi nową kartę graficzną/lepszy procesor z 10 rdzeniami/5GB RAMu? Bo do tego tak na prawdę taka filozofia prowadzi.

I na koniec zadam pytanie: jak to jest, że Opera, ze swoim multum funkcji, pakietów i innych duperszmitów potrafi mieć niższe zapotrzebowanie na pamięć, niż prawie, że goły Firefox z paroma dodatkami?

WinterWolf pisze...

@Crawley: najprawdopodobniej dlatego, że coraz częściej nie odczytuje pewnych rzeczy poprawnie...

Faktem jest iż Firefox wciąż pozostaje cięższą przeglądarką niż Opera. Ma swoje wady jednakże wydają mi się one bardziej akceptowalne niż te operowe. Na głównym kompie (który jest mocniejszy) używam tylko Firefoksa. Gdy siadam do starszej i słabszej maszyny i muszę pracować dłużej niż kilka minut wybieram Operę (chyba, że muszę otworzyć strony, których Opera nie ruszy...)

Co do porównywania ich ze sobą... Jako przeglądarka Fx wypada lepiej. Z kolei z "pakietami internetowymi" prócz Opery chyba się jeszcze nie spotkałam więc nie byłoby jej do czego porównać, a taka już ludzka natura, że lubimy mieć punkt odniesienia :D

Crawley pisze...

Ale Mozilla ma w swoim zanadrzu pakiety internetowe - chocby Seamonkey. Jednak go nie widzialem jeszcze w zadnym zestawieniu pakietow internetowych. Ludzie sie upieraja: IE vs Opera. I tu nawet nie chodzi o to, ze sa porownywane, tylko o zasadnosc tego porownywania. O to, co ludzie chca udowodnic przeprowadzajac je. W koncu: czemu tak usilnie sie to robi, skoro sa to programy roznego rodzaju. To tak, jakby porownywac zamrazarke z lodowka (ktora ma zamrazarke wbudowana). Niby robia to samo, bo zachowuja swiezosc produktow. A jednak... nikomu (raczej) nie przyszloby do glowy, zeby je porownywac.

Anonimowy pisze...

taka uwaga upierdliwca: Opera jest norweska, nie szwedzka;)

Crawley pisze...

:D Byłem tak pewien, że szwedzka, więc nawet nie sprawdzałem tego. Cóż, wiedziałem, że gdzieś w Skandynawii. My bad.
Człowiek uczy się przez całe życie.