piątek, 12 grudnia 2008

Wilki

...niezupełnie te polskie, z Robertem Gawlińskim na wokalu, ale nadal z wokalistą na G. Garm i spółka, czyli norweski Ulver, którzy już od 15 lat dostarczają swym fanom wrażeń, tworząc muzykę intrygującą, poruszającą i nieprzewidywalną. Właśnie, nieprzewidywalną, gdyż po tym zespole można się spodziewać wszystkiego – od dzikiego black metalu po minimalistyczny dark-ambient. I nikt tak naprawdę nie wie, gdzie następnym razem zabiorą nas ci zdolni Norwegowie.
Zespół zaczął swoją karierę jako przedstawiciel naczelnego nurtu Norwegii, czyli black metalu. Jednak, jak przystało na tak nietuzinkową grupę, zamiast śpiewać o szatanie, paleniu kościołów i śmierci, wzięli na warsztat tradycyjne, skandynawskie legendy. Tak powstało Bergtatt – Et Eventyr i 5 Capitler, które można by określić mianem albumu koncepcyjnego, przedstawiającego historię zagubionej w górach dziewczyny, która spotyka trolle i inne stworzenia rodem ze skandynawskich podań. Zresztą, już sam tytuł nakreśla historię, gdyż bergtatt znaczy wciągnięty w górę. Muzycznie zespół starał się połączyć szybkość i brutalność czarnej sztuki z lekkością i klimatem folku, co moim zdaniem zespołowi absolutnie się udało. Dodajmy do tego kilka ciekawych, budujących klimat przerywników oraz śpiew w staro duńskim (dla dodania pogańskiego klimatu) i wychodzi nam świetny album, który warto posłuchać – nawet jeśli nie przepada się bleczurem. Mija trochę czasu, a Ulver wydaje dwa kolejne albumy – absolutnie folkowy Kveldssanger oraz, rok później, Nattens Madrigal – płytę na wskroś black metalową, gdzie surowość i nieprzystępność posunięto wręcz do granic możliwości. Dziwne, że zespół wydaje dwa absolutnie różne materiały? Niezupełnie, jeśli weźmiemy pod uwagę to, co miało dziać się później. Dwupłytowa adaptacja muzyczna poematu Williama Blake'a Zaślubiny nieba i piekła okazała się punktem zwrotnym w ich karierze. Muzyka szatana została pozostawiona samej sobie, zaś Garm i reszta zaczęli tworzyć coś synkretycznego, łączącego w sobie różne style muzyczne, nie tylko metalowe. I w sumie w tym momencie wszystko się zaczyna na nowo – wędrówka po stylach, z jednej strony industrialne, elektroniczne Perdition City, z drugiej minimalistyczne Shadows of the Sun. A pomiędzy nimi masa przeróżnej muzyki, także pod postacią ścieżek dźwiękowych.
Ktoś mógłby się zastanawiać: skąd ta różnorodność? Czemu takie balansowanie pomiędzy gatunkami? Garm, w jednym z wywiadów, powiedział, że dla niego zmieniają się tylko narzędzia, wszystko inne to jeden ciągły proces, który łączy wszystkie nagrania. Przejawia się to między innymi w tematyce – mrok, smutek, cierpienie to rzeczy, o których śpiewa Ulver. I ja się z tym zgodzę – na większości płyt (wykluczam tu The Marriage of Heaven and Hell) wyczuć można alienację. To wszystko, co się dzieje dotyczy pojedynczej jednostki. Inne osoby nie tyle nie biorą w tym udziału, ile po prostu ich tam nie ma. Tak samo jest ze smutkiem – można go wyczuć nawet na tych najdzikszych albumach, gdzie ciężko się przedrzeć przez warstwę trzeszczenia. A jednak, jak już się to zrobi, to wtedy odkrywa się wiele wspaniałych odczuć.
Nie będę ukrywać, że Ulver to jeden z tych moich specjalnych zespołów, które ubóstwiam ponad wszystko inne. Mogę ich słuchać nieprzerwanie, niezależnie od sytuacji i miejsca. Czym jest to spowodowane? Na pewno wspomnianą różnorodnością – po prostu nie mogą się znudzić. Z drugiej strony – są sytuacje, gdy słuchanie ich jest najbardziej adekwatne, najwięcej się z tego wynosi. Perdition City, na ten przykład, najlepiej jest słuchać przez słuchawki w drodze przez miasto, najlepiej wieczorową bądź nocną porą. Kveldssanger świetnie słucha się zimą, Silencing the Singing najlepiej smakuje, gdy włączyć je cicho i się położyć. Podobnie jest z Shadows of the Sun. Nattens Madrigal powinno być słuchane z mocno odkręconą głośnością, itd. Czemu to wszystko? Bo dzięki takim zabiegom muzyka, która gra z głośników/słuchawek nabiera mocy, jeszcze bardziej oddziałuje na człowieka, a przynajmniej na mnie. Wtedy to mogę zamknąć oczy i dać się ponieść wyobraźni albo po prostu leżeć i pozwolić reszcie płynąć przed siebie.

2 komentarze:

Velv pisze...

Świetnie to opisałeś, sama lepiej bym tego nie zrobiła. Mnie również Ulver pochłania właśnie ze wgzlędu na swoją różnorodność i niezależność. Pomysły mają niebanalne a ich wykonanie wręcz prosi się o jakimś 'pomnik'.

Powinieneś swój blog załączyć do swojego portofolio, CV ... koleś, zarób trochę kasy na własnych zdaniach, bo naprawdę masz do tego i ciągotę i umiejętności.

Crawley pisze...

Najpiękniejsze słowa to te, za które człowiek nie musi płacić. Wystarczy, że będzie słuchał.

A poza tym nic bardziej nie ogranicza, niż pisanie dla pieniędzy.