sobota, 10 stycznia 2009

Bzikowersytet

Operowanie na płaszczyźnie memów, odniesień i klisz jest nie tylko ciekawym, ale i dość szczególnym zjawiskiem. Dzieje się tak dlatego, że aby takowa sytuacja powstała, potrzebne są minimum dwie osoby, które ściśle łączy pewne wspólne tło kulturowe. Nie jest to rzecz jakoś szczególnie wyjątkowa – każdy był jej świadkiem, każdy też chyba w takiej interakcji uczestniczył. Wystarczy wziąć pod uwagę cytowanie takiej Seksmisji i wszystko robi się jasne. Niemniej, cała zabawa zaczyna się wtedy, gdy takowa konwersacja przybiera formę wręcz wymiany memów, zabawy z formą, "sztuki" dla "sztuki," eksploracji odniesień czy też fluktuacji kontekstów – wtedy robi się naprawdę zabawnie, a taka dyskusja potrafi przysporzyć wiele radości. A jest jej tym więcej, im mniej cała ta okoliczność jest zrozumiała dla otoczenia. To trochę taki flash-mob, tylko że spontaniczny i kameralny. Zaku (koleżanka z akademika) zawsze powtarza, że ja i Tymczas (mój aktualny współspacz) mamy swój własny świat i jak zaczynamy gadać, to ciężko się połapać. I taka jest prawda: raz, że mamy podobne zainteresowania, dwa – jesteśmy produktami podobnego zlepku popkultury (angielskie Cartoon Network über alles), trzy – takowe zachowanie musieliśmy nabyć gdzieś podczas przebywania w osobnych kręgach znajomych (u mnie zdecydowanie będą to czasy spotkań mangowych). Czym objawiają się te wpływy? Głównie cytowaniem z różnych źródeł – od starych kreskówek, przez jakieś fragmenty dowcipów, po urywki z porytych filmów. Oczywiście, zdarza nam się prowadzić konwersacje na temat zainteresowań (choćby RPG czy muzyka), tematy filozoficzne (te to są dopiero wyalienowane) itp., niemniej wszystko to blednie przy wspomnianej grze odniesień (nota bene – bardzo post modernistycznej i nierzadko w duchu Derridy).
I było tak do niedawna, a mianowicie aż do pojawienia się w akademiku Marysi (która to jest biednym pierwszaczkiem). Nie, nie staliśmy się nagle normalni czy też nie wyluzowaliśmy - nasz pokój jest ponoć jednym z bardziej porytych miejsc w DS4. To Marysia zaczęła przejmować te wszystkie przyzwyczajenia od nas. Bo choć często nie dzieli z nami naszych kontekstów, my dzielimy się z nią kontekstami. Co chwila podrzucamy jej co bardziej interesujące rzeczy, proponujemy jakieś tytuły itd. Tym ostatnio polecił jej Kung Pow i teraz biedna dziewczyna rzuca hasłami typu You shall refer to me by the name Betty. Normalnie niszczymy jej tak psychikę. Z drugiej strony jednak miłe to jest - tak pogadać tak w trzy osoby na jakiś głupi, hermetyczny temat. Poza tym mamy tą świadomość, że jak już nas tu zabraknie, to nadal będzie tu osoba, która przedłuży atmosferę naszego pokoju. Może nawet nie będzie sprzątać u siebie w pokoju. Tymczas nawet wysuwa teorię, że zamieszka w 318. Pożyjemy, zobaczymy.
A jaki z tego wszystkiego morał? Morału nie ma... Wpis podsumuję w ten sposób – fajnie być rozumianym przez innych, nawet na tak niekonwencjonalnej płaszczyźnie, jaką są memy. Jeszcze fajniej jest wtedy, gdy ktoś stara się zrozumieć.

PS. Na szczęście daleko jej do mówienia o śmierci literatury przy praniu skarpetek. Ale na to ma jeszcze cztery długie lata studiowania na filologii.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

ja tam już od dawna mówiłam, że Ty,drogi Crawley'u oraz Tym jesteście parą (tak właśnie, parą) niezwykle niebezpiecznych niszczycieli mózgów niewinnych dziewcząt...

... już nigdy nie będę taka sama
ijułijułijułiiiii

a na samą myśl o tym, że jak za kilka miesięcy zapukam do waszych drzwi i żaden z Was nie krzyknie "właź"... aż boli mnie to coś w środku

ale coś w tym jest, że swój do swego ]:->...

a tak w ogóle to obaj jesteście IWUL