środa, 18 lutego 2009

Deszczowy pies

Jeśli ktoś by się mnie kiedyś spytał, co zawdzięczam swojemu współspaczowi, na pewno miałbym duży problem z odpowiedzią. Niemniej, po kilku chwilach prawdopodobnie wypowiedziałbym dwa słowa. Tom Waits. Tak właśnie, taka powinna być odpowiedź. Bo choć słyszałem o nim wcześniej, ba, nawet moja siostra go wcześniej słuchała, to właśnie przez Tymka zacząłem go słuchać – najpierw pośrednio, poprzez Kazikowe interpretacje, później jednak dokopałem się do samego Waitsa. Tego, co na mnie czekało, nie da się prosto opisać.

Oczywiście do pokochania muzyki Waitsa musiał pojawić się odpowiedni moment. I tak też się stało – gdy czułem się bardzo źle, gdy nie widziałem żadnego sensu, pojawił się Waits ze swoimi dźwiękami, ze swoją muzyką. Doskonale wpasował się we wszystko to, co czułem/czuję. W jego muzyce znalazłem siebie.

Twórczość Waitsa jest typowo męska. Zachrypnięty głos, proste, dołujące dźwięki gitary, fortepianu czy akordeonu. Dołóżmy do tego liryki – związane głównie z miłością (przeważnie bardzo nieszczęśliwą), pijatykami, burdami, późnymi powrotami, itp., czyli typowo męskim życiem. Tu nie ma miejsca na rozpaczliwe wyznania pod balkonem, tu są ciężkie przemyślenia przy szklance whisky. Wszystko to przepełnia uczucie rezygnacji, przegranej, straty. I właśnie to do mnie tak trafiło. Gdzieś, w którymś momencie często identyfikuję się z postaciami, o których śpiewa – nawet pomimo tego, że moja sytuacja nie jest aż tak ciężka, jak ich. Daje mi to dużo, choć ciężko mi dokładnie określić przedmiot tego, co zyskuję.

Pewnie dlatego lubię Waitsa. Śpiewa on mnie, choć pewnie każdy facet mógłby tak powiedzieć o jego muzyce. Niemniej, gdzieś tam wewnątrz, gdy słyszę ten zachrypnięty głos, drga pewna struna we mnie. Są to wspomnienia, wyobrażenia, ideały, przemyślenia. Nie rzadko wpadam przy tym w doła, choć jest to też narkotyk – nie potrafię oderwać się od słuchania i Tom leci pół dnia, cały dzień, czasami tydzień. Bo ja też jestem deszczowym psem.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Waits tworzy rzeczywiście bardzo męskie piosenki... Proste, napisane bez ckliwości, fałszywej skormności i chęci usprawiedliwenia się, z dystansem do tego co się wydarzyło i do samego siebie. Na tym polega jego wielkość.

...i ja tą muzykę zawdzieczam Wam obu :)

:hug:

Anonimowy pisze...

Crawley, ja zupełnie nie na temat: czy wiesz co się dzieje z forum Acid Drinkers?

Tymczas pisze...

Aż się wzruszyłem.
"'Cause the piasno's been drinkin'..."

Crawley pisze...

Strzelam, że mają problemy z bazą danych, a admin serwera nie miał czasu się tym jeszcze zająć :)

To tak w ramach offtopicu.

I właśnie, to fortepian pił!

nie ja.

Velv pisze...

Nawet dla mnie znalazło się miejsce w Twojej notce.
Także uwielbiam jego klimat, Waits jest jednym z moich ulubionych outsiderów, wyraża się to nawet w jego muzyce. "Męska muzyka" Waglewskich jest mniej męska niż opowieści o miłości Waitsa.

Cieszę się, że Tom w końcu jakoś do Ciebie przemówił i teraz zanurzasz się w jego świecie. Zatem pozdrawiam Tymka, bo to jego zasługa.
Ode mnie nigdy nie przejmujesz gustów muzycznych :P